-Tato, kiedy wreszcie będę mógł poznać swoich nowych kolegów?- zapytał Mohatu. Nehbu ocknął się ze swojego zamyślenia. Mógłby przysiąc, że jego syn urodził się wczoraj. A teraz? Teraz jego syn ma już trzy miesiące.
-Chodź, zaprowadzę cię do nich.- powiedział łagodnie król.
-Jupi!- podskoczył z radością rudo-grzywy lewek. Wyszedł z groty wraz z ojcem. Ten zaprowadził go niedaleko na sawannę. Zobaczyli tam trójkę lwiątek, wesoło się bawiących. Był jeden chłopczyk i dwie dziewczynki. Nehbu podszedł do lwiątek i powitał ich:
-Witajcie dzieci!
-Witaj królu Nehbu!- odpowiedziały "lwie dzieci".
-Zapoznajcie się z moim synem Mohatu. No, wyjdź zza trawy, nie wstydź się!- powiedział król, iż Mohatu zawstydził się i schował w zielsku. Powoli wyszedł i spojrzał na nowych kolegów.
-Cześć!- zawołały lwiątka. Mohatu odpowiedział im to samo. Nehbu poszedł do swojej groty, a lwiątka zostały same. Mohatu zapytał lwiątka jak mają na imię.
-Jestem Zauditu.- zagadnęła jasnobeżowa lwiczka.
-A ja Dalia.- odparła brązowa lwiczka.
-A ja jestem Luxan.- powiedział lewek z brązowo-rudą grzywką. Lwiątka zaczęły się świetnie bawić. Luxan zobaczył małego, zielonego węża pełzającego po piasku. Jednak po zabawie w berka, lwiątkom zaczęło się nudzić. Zauditu wymyśliła, żeby poszli do wodopoju. Nie powiedziała lwiątkom po co, ale się zgodzili. Strasznie paliło ich w gardle. Mohatu jako pierwszy podszedł do wody, pochylił głowę i zaczął pić. Zauditu za to zakradła się i HOP! Syn Nehbu wpadł do wodopoju. Zauditu zaczęła się śmiać, a zaraz do niej dołączyli Luxan i Dalia. Mohatu też się śmiał. Podpłynął do brzegu, chwycił błękitnooką za łapy i pociągnął za sobą. Lwiczka z szafirowymi oczami wpadła do wody. Dalia zerwała się wtedy z miejsca, wspięła się na drzewo, chwyciła za lianę i skoczyła na sam środek wodopoju. Luxan poszedł w jej ślady. Po chwili zaczęli się świetnie bawić. Nim zauważyli, nastał zmierzch. Do wodopoju dotarł król Nehbu.
-Mohatu! Synu, czas wracać!- zawołał.
-Tato, jeszcze parę minutek.- narzekał rudo-grzywy.
-Żadnych kilku minutek! Idziemy. -odparł lew z czekoladową grzywą.
-Zauditu! Do domu!- rozległ się wrzask. Należał on do Egara. Wszyscy zauważyli żółtą kropkę z czarną grzywą zmierzającą ku nim.
-Idę!- zawołała jasna lwiczka. Wyszła z wody i otrzepała mokre futerko. Odwróciła głowę do przyjaciół i szepnęła:
-Muszę iść. Ale już na zawsze zostaniem we czworo przyjaciółmi, co? - na to lwiątka pokiwały głowami. Zauditu uśmiechnęła się i odeszła. Mohatu zrobił to samo i poszedł z ojcem. Dalia i Luxan, wrócili do swoich stad. Ale wszyscy wiedzieli, że to dopiero początek wielkiej przyjaźni...
Super notka :)
OdpowiedzUsuń